31.03.2014

The Jelly Bean Factory Super Sours

Fasolki to może nie do końca żelki, ale mało jest żelkożerców, którzy pogardzają Jelly Beans ;) Te skusiły mnie tym bardziej, że zawierają wybór wyłącznie kwaśnych smaków.
Opakowanie rzuca się w oczy swoim seledynowym kolorem i krzyczącym napisem. Pasuje do fasolek i jest estetyczne. Jego ogromny minus to to, że zgrzew uniemożliwia sprawdzenie listy składników w języku polskim – próbowałam się tam dostać przez rozerwanie – nic z tego. Na odwrocie znajduje się lista smaków wraz z obrazkami – oczywiście kolory bardzo odbiegają od faktycznych kolorów fasolek, ale w dobrym świetle da się je rozróżnić ;)
Po otwarciu opakowania uderza chemiczny zapach, co trochę odrzuca po naczytaniu się na opakowaniu, że to przecież same naturalne barwniki i aromaty, a fasolki mogą trafić do alergików, bo nie mają glutenu, orzechów, żelatyny i gmo. To ja już wolę ładniejszy zapach z glutenem i żelatyną i setką sztucznych składników.
Po wysypaniu fasolek z paczki okazało się, że jest ich 49 (50g) i że kolory trochę się różnią od tych na opakowaniu. No właśnie, kolory nie powalają. Są mało intensywne i trochę za bardzo „przejrzyste”. Z początku ciężko było mi rozróżnić kolory smaku cytrynowego od limonowego, ale podołałam.
Skorupka jest dosyć krucha, wnętrze mocno żelowe, ale troszkę za bardzo zalepiające zęby. Ogólnie klasycznie fasolkowe. W paczce jest aż 9 kwaśnych smaków: żurawinowo – jabłkowy, winogronowy, pomarańczowy, cola, różowy grejpfrut, malinowy, cytrynowy, jabłkowy, cytrynowo-limonkowy. Miałam niezwykłe szczęście dostać fasolki we wszystkich wymienionych smakach, co wg mojego doświadczenia z firmą The Jelly Bean Factory jest naprawdę „czymś”.
Poszczególne smaki prezentują się następująco:
  • Żurawina-jabłko – bardzo kwaśny, na początku bardziej czuć żurawinę, pod koniec słodsze jabłko, jeden z lepszych smaków w paczce.
  • Winogrono – smak winogron czuć tylko na początku, ale równie kwaśne, co powyżej
  • Pomarańcza – to chyba powinna być mandarynka, kwaśne ale zdecydowanie niepomarańczowe
  • Cola – bardzo kwaśne, czuć dość intensywny smak coli
  • Różowy grejpfrut – moje osobiste upodobanie do grejpfrutów sprawiło, że czekałam na ten smak z niecierpliwością, nie zawiodłam się, może nie jest bardzo kwaśny, ale ma wyrazisty smak
  • Malina – nie ma za wiele wspólnego z malinami, jest kwaśny ale ni to raspberry ni to blueberry…
  • Cytryna – bardzo chemiczny smak, ale przyjemnie kwaśny
  • Jabłko – mocno kwaśny, smak jabłka jest długo wyczuwalny
  • Cytryna-limonka – bardzo kwaśne i zdecydowanie lepsze niż sama cytryna.
Mój faworyt z tej paczki to Sour Cranberry & Apple. Wywaliłabym za to Raspberry, jest dobry, ale nie dość dobry by konkurować z pozostałymi smakami, po za tym nie jest sprecyzowany.
Te wyprodukowane w Irlandii fasolki można kupić w Rossmanie w cenie 3,79zł, co uważam za dobry interes, jak na tyle kwaśnych pyszności.

Opakowanie: 4/5
Wygląd fasolek: 4/5
Smak: 4/5
Kwaśność 5/5
Pierwsze wrażenie: 3,5/5
Razem: 20,5/25

Ocena Pinky Oink: *****/*****

28.03.2014

Tesco Candy Carnival Cherry Pencils



Tak to jest wysłać M. po żelki do Tesco. Miała kupić truskawkowe Lances, kupiła wiśniowe Pencils. Miały być dwie paczki, ostała się jedna. Ale jej misja nie jest całkiem spalona, gdyż żelki, które kupiła okazały się być warte zachodu.
Nie jestem wielką fanką żelek typu sticks, ale jako, że żelek i różańca nigdy nie odmawiam, z przyjemnością przystąpiłam do konsumpcji. Opakowanie nie jest złe, chyba, że kogoś już „na dzień dobry” odstrasza napis Tesco. Przez duże okienko dobrze widać zawartość. Foczki są śmieszne, ale i tak bardziej w oczy rzuca się tabelka ze składnikami odżywczymi, co w przypadku żelek nie jest dobrym pomysłem, bo cukru mają więcej niż coca cola.

Opakowanie 75g mieści 12 żelek o długości 13 centymetrów. Żelki są bardzo elastyczne, o ładnym wiśniowym kolorze, białe nadzienie jest naprawdę białe. Pachną równie wiśniowo, co smakują i jest to ich ogromny plus, gdyż zazwyczaj sticks nie mają intensywnego smaku.
Jak to w przypadku tego typu żelek sprawdziłam czy można je obedrzeć ze „skórki” – jest to jak najbardziej wykonalne, ale osobno skórka i nadzienie nie smakują już tak pysznie.
Muszę przyznać, że na razie jestem mile zaskoczona serią Tesco Candy Carnival, pewnie dlatego, że żelki są wyprodukowane w Holandii. I uwaga, w przeliczeniu na kilogram, w Tesco są droższe od sticks Haribo.

Opakowanie: 3,5/5
Wygląd żelek: 4/5
Smak: 4/5
Kwaśność ---
Pierwsze wrażenie: 3,5/5
Razem: 15/20

Ocena Pinky Oink: ****/*****


25.03.2014

Chupa chups - Luzaki


 Ta paczka przyjechała z Wrocławia. R. kupił mi je w Almie, więc ceny niestety nie znam, ale są to żelki raczej łatwo dostępne.
Opakowanie prezentuje się nieźle, co nie znaczy dobrze. Duże logo chupa chups nie potrzebuje za wiele ozdobników, dlatego panienka z lizaczkiem w ręce kole mnie w oczy. Okienko, przez które widoczna jest zawartość jest niewielkie i według mnie to zabieg zrozumiały, bo żelki z rysunku i faktyczna zawartość paczki sporo się różni.
Nazwa Luzaki z pewnością miała być zabawnym nawiązaniem do lizaków (you dont’s say!), mnie wydaje się zbędna i irytująca, ale przecież tu chodzi o zawartość a nie nazwę!
Po otwarciu paczki uderzył mnie mocno chemiczny zapach. Niezbyt przyjemnie chemiczny. Po dłuższym nawąchiwaniu wyczułam zapach coli. Istotnie, w środku są colowe żelki. Taka poszła na pierwszy ogień. Wygląd żelek nie powala, ale z pewnością się wyróżnia. Kolory przeciętne. Wizualnie nie urzekają. Cukrowa posypka jest słodka, więc na pewno nie będę wybierać palcami jej resztek z opakowania. Po pierwszym gryzie okazało się, że żelki są delikatnie kwaśne ale niezbyt intensywnie. Konsystencja nie powala. Czerwona żelka chyba miała być truskawkowa, ale nie bardzo da się określić jej smak. Najlepsze zdecydowanie zielone, limonkowe, bardzo podobne do zielonych skittelsów. W 100g opakowaniu żelek jest 10 – słownie dziesięć. To nie za wiele. Zdecydowanie mogłyby być mniejsze ale w większej ilości. Lepiej smakują jedzone całościowo niż degustowane w maleńkich gryzach.
Podsumowując, wypadają przeciętnie, zjadłabym je drugi raz, ale z pewnością nie trafiają na półkę ulubione. To, że są z sokiem owocowym i są z naturalnymi barwnikami, może być jakąś istotną informacją dla rodziców kontrolujących jadłospis swoich dzieci, ale na mnie nie robi to wrażenia tak jak i ogólnie te żelki. Chupa chups zdecydowanie powinno zajmować się lizakami, wprowadzić znów na rynek te farbujące język i z gumą w środku, a nie eksperymentować z żelkami.

Opakowanie: 3,5/5
Wygląd żelek: 2,5/5
Smak: 3/5
Kwaśność 3/5
Pierwsze wrażenie: 2/5
Razem: 14/25

Ocena Pinky Oink: ***/*****

Pinky Oink!

Pinky Oink jest blogiem poświęconym jednemu z cudów tego świata, jakim są żelki. :)

Żelki jem od dziecka, w związku z czym ich ilość jaką spożyłam przez tyle lat pozwoliła mi na wyrobienie sobie żelkowego gustu i wybrzydzania w ich dziedzinie. Moimi ulubionymi żelkami są Dżdżownice Haribo (Wummis) oraz kwaśne paski Trolli (Bungees) o smaku coli. Uwielbiam wszystko co kwaśne i uważam, że każde żelki zasługują na to, by dać im szanse, bo czasem nawet najbardziej niepozorne słodycze kryją w sobie wyjątkową zajebistość.

Zapraszam do czytania moich bardzo subiektywnych ocen żelków oraz dzielenia się własnymi opiniami lub sugestiami.
Na koniec pragnę podzielić się jednym z moich mott życiowych:
"Pieniądze szczęścia nie dają, ale za pieniądze można kupić żelki"